Jedyny oferent w przetargu na obsługę Radomskiego Roweru Miejskiego zażądał o 800 tys. zł więcej, niż zakładał MOSiR. Czy do systemu dokładać, czy może na razie z roweru miejskiego zrezygnować i wrócić do niego za jakiś czas po rozbudowie infrastruktury?
Radomski Rower Miejski zaczął działać od kwietnia 2017 roku. Po sukcesie pierwszego sezonu, kiedy radomianie wypożyczali miejskie rowery 133 tys. razy, przyszedł kryzys. W drugim sezonie jednoślady były regularnie niszczone i kradzione, a Nextbike nie radził sobie z ich naprawą. Wielokrotnie użytkownicy skarżyli się, że trudno znaleźć na stacji sprawny rower, nawet jeśli stało ich kilka - wszystkie były niesprawne.
W ubiegłym roku stan rowerów się poprawił, ale system zaufania radomian nie odzyskał, a liczba wypożyczeń znów spadła do 82 tys. w ciągu całego sezonu.
W ostatnim roku 23 rowery zaginęły, odnotowano 1010 uszkodzeń. Nextbike zaznaczał jednak, że przy ponad 300 wypożyczeniach w sezonie na rower usterki są naturalne, w poprzednim roku ich liczba była podobna, a zniszczenia nie są częstsze niż w innych miastach.
Po poprzednim sezonie umowa z Nextbike zakończyła się, a na początku tego roku Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji ogłosił nowy przetarg. Założenia były podobne, liczba stacji i rowerów miała zostać bez zmian - 25 stacji i 250 jednośladów. Tych samych, na których jeździliśmy przez poprzednie trzy lata. One przeszły na własność MOSiR-u, a nowy operator miał zająć się tylko obsługą systemu.
Wzrosnąć miała cena. Pierwsze 20 minut jazdy nadal miało być bezpłatne, ale za czas od 21. do 60. minuty w tym roku mielibyśmy zapłacić nie złotówkę, ale 2 zł.
Jedyną ofertę złożył Nextbike i okazała się ona droższa o blisko 1/3, niż zakładał MOSiR. Ośrodek zakładał, że za trzyletnią obsługę systemu zapłaci maksymalnie 1,8 mln zł, a oferent zażądał nieco ponad 2,6 mln zł.
Pytanie o to, czy rozstrzygać przetarg, pojawia się nie tylko w kontekście pieniędzy, tych nie brakuje wiele, ale przede wszystkim funkcjonalności systemu. Spadek liczby wypożyczeń nie jest bowiem tylko przypadłością radomską.
Analizą działania systemów rowerów miejskich zajęło się Stowarzyszenie Mobilne Miasto, które policzyło, że w 2019 roku spadki liczby wypożyczeń odnotowano właściwie we wszystkich miastach, gdzie rowery publiczne działały.
Największy spadek w stosunku do 2018 roku odnotowano w Bydgoszczy - o 37 proc. oraz w Poznaniu i Radomiu - o 32 proc.
W ubiegłym roku wzrosty były jedynie we Wrocławiu i Katowicach, ale tam znacząco wzrosła liczba dostępnych rowerów. We Wrocławiu w 2019 było o 2/3 wypożyczeń więcej niż w 2018, ale liczba rowerów w systemie wzrosła o 152 proc.
W Radomiu jeszcze w 2018 roku jeden rower był w ciągu sezonu wypożyczany 64 razy miesięcznie, a w 2019 roku już tylko 44 razy i to najgorszy wynik wśród 15 największych systemów rowerów miejskich w kraju.
Autorzy raportu z Mobilnego Miasta szukają także przyczyn spadku popularności miejskich rowerów. Ich zdaniem to obawy rowerzystów o bezpieczeństwo związane z coraz większym ruchem samochodowym. To skutek zbyt wolnego przyrostu infrastruktury rowerowej w miastach. Zdaniem ekspertów winna jest też niska jakość systemów.
- Kiedy decydujemy o tym, jaki wybieramy środek transportu, na przykład w drodze do pracy, decyduje kilka czynników. To m.in. koszt, czas przejazdu, dostępność czy niezawodność. Rower miejski gwarantuje niski koszt i dobry czas przejazdu. Przy rosnących korkach podróż rowerem, zwłaszcza w szczycie, jest najszybsza. Ale kuleje niezawodność, bo rowery często są w złym stanie oraz dostępność, bo stacji i rowerów jest w Radomiu za mało - uważa Sebastian Pawłowski, kanclerz Bractwa Rowerowego.
Jak dodaje, rządzą tu zasady podobne jak w przypadku miejskich autobusów - żeby system roweru miejskiego był najbardziej funkcjonalny, odległość do stacji wypożyczeń nie powinna przekraczać 300 metrów, podobnie jak do przystanku autobusowego.
- Niezbędne minimum, które rzeczywiście może zachęcić radomian do częstego korzystania z RRM, to 40 stacji. Do tego bardzo ważna jest infrastruktura rowerowa, bo wielu ludzi po jezdniach najzwyczajniej w świecie boi się jeździć. A przecież użytkownikami rowerów miejskich są zwykle osoby, które nie mają własnego roweru, nie jeżdżą nim na co dzień, więc ten strach jest u nich silniejszy - mówi Pawłowski.
Kanclerz uważa, że Radom mógłby zrobić przerwę w działaniu Radomskiego Roweru Miejskiego, ale pod warunkiem, że do czasu powrotu powstałoby więcej dróg rowerowych.
- Wróćmy do roweru publicznego po rozbudowie infrastruktury, kiedy znajdą się pieniądze na większą liczbę stacji i rowerów. Tylko tak możemy przywrócić ich popularność. Jeśli zmian nie będzie, liczba wypożyczeń pewnie będzie spadała nadal, tym bardziej że przetarg ciągle nie jest rozstrzygnięty i przez to raczej nie uda się wystartować od 1 kwietnia - ocenia kanclerz Bractwa Rowerowego.
- Jeśli urzędnicy zdecydują się na likwidację RRM, rowerzyści powinni dostać coś w zamian. Kwotę 1,8 mln zł należy przeznaczyć na budowę dróg dla rowerów. Taka suma powinna wystarczyć na te najbardziej potrzebne, dwóch fragmentów wzdłuż Chrobrego na odcinku od 11 Listopada do placu Jagiellońskiego oraz niezrealizowaną do dziś drogę dla rowerów z Budżetu Obywatelskiego 2017 wzdłuż 11 Listopada od Zbrowskiego do Chrobrego. Budowa tych tras, o łącznej długości zaledwie 1800 m, pozwoli na bezpieczne i komfortowe dotarcie do śródmieścia aż z czterech osiedli: Michałowa, Akademickiego, XV-lecia i Gołębiowa - wylicza
Prezydent Radomia Radosław Witkowski przyznaje, że rozważa zawieszenie systemu w mieście. - Rozpatrujemy różne możliwości i jest to jedna z nich - mówi prezydent.
We wtorek MOSiR ma przedstawić prezydentowi wszystkie możliwe warianty.
Źródło: Tomasz Dybalski, Gazeta Wyborcza Radom