Ucięta nagle droga dla rowerów. Wymyślna, spiralna konstrukcja z pomalowanych na biało-czerwono barierek, krzyże św. Andrzeja, tablice z hasłem "Strzeż się pociągu". To Centralna Magistrala Kolejowa czy inna trasa o intensywnym ruchu pociągów? Nie, to przecinająca obwodnicę południową prywatna bocznica prowadząca od kolejowej trasy na Tomaszów Mazowiecki na teren Fabryki Łączników na Potkanowie. Jeden niezelektryfikowany, zardzewiały, zarośnięty chwastami tor.

Ponad dwa lata temu, gdy okazało się, że obwodnica południowa przetnie bocznicę (pierwotnie planowano jej rozbiórkę, ale okazało się, że jest wykorzystywana przez firmę działającą przy ul. Wielkopolskiej), Miejski Zarząd Dróg i Komunikacji uzgodnił z jej użytkownikiem, że pociągi będą przetaczane poza godzinami szczytu. Nie zbudowano wiaduktu, nie zamontowano szlabanów. Przed przejazdem postawiono znaki nakazujące kierowcom aut ograniczyć prędkość do 30 km na godz. Rowerzystom postawiono zasieki.

Ta sytuacja dokładnie obrazuje różnice w traktowaniu kierowców aut i rowerzystów przez projektantów dróg i urzędników - zarówno tych odpowiedzialnych za budowę dróg, jak i za akceptację zastosowanych rozwiązań pod względem bezpieczeństwa. Kierowcy ufa się, że zastosuje się do znaków drogowych, rowerzystę traktuje się jak potencjalnego samobójcę gotowego wjechać wprost pod pociąg.

Projektanci, urzędnicy, policjanci w ogóle nie wzięli pod uwagę tego, że rowerzyści coraz częściej używają przyczepek. Zestaw rower plus przyczepa w żaden sposób nie zmieści się między barierkami, nawet gdy rowerzysta będzie go prowadził. Efekt? Rower i przyczepa, często z dziećmi w środku, na jezdni. Czy to bezpieczniejsze niż przejazd przez torowisko? Projektanci, urzędnicy, policjanci zapomnieli, że zgodnie z prawem na odcinku, na którym nie ma drogi dla rowerów, rowerzysta ma prawo poruszać się jezdnią.

Sprawę bezpieczeństwa na przejeździe można było rozwiązać inaczej. Dobre przykłady są już nawet w Polsce, na Pomorzu. Na drodze wojewódzkiej 472 w Gdańsku, przecinającej sporadycznie używaną bocznicę, postawiono szlabany i na jezdniach, i na drogach rowerowych. Zamykają się, gdy przejeżdża pociąg. W Garczegorzu na Kaszubach, gdzie droga wojewódzka przecina użytkowaną przez dwa wakacyjne miesiące w roku linię kolejową (łącznie 12 przejazdów szynobusów na dobę), nie ma ani szlabanów, ani szykan. Wystarczy krzyż św. Andrzeja i linia obowiązkowego zatrzymania na jezdni. A wzdłuż drogi rowerowej i torów wykarczowano krzaki, by i maszynistom, i rowerzystom nic nie ograniczało widoczności.

Pogoda coraz bardziej sprzyja rowerowym wycieczkom. Może urzędnicy, projektanci, policjanci wsiedliby w weekend na rowery, przejechali na obwodnicę południową i sprawdzili, czy rozwiązanie, które zastosowali, jest bezpieczne. I może wyciągną wnioski na przyszłość.