2008-07-04
Lekko, łatwo i przyjemnie – tak można opisać ostatnią „Jazdę z miasta!”. Choć trasa była długa, nikt nie narzekał – wszelkie niedogodności rekompensowało piękno
Puszczy Kozienickiej. Zgłosiło się 388 osób, pojechało ponad 200
Tegorocznej tradycji stało się zadość – niedziela przywitała nas niewielkim deszczem. Jednak nie zniechęciło to
miłośników jazdy na rowerze, którzy stawili się na starcie w pokaźniej liczbie – blisko 200 osób. A kiedy ruszyliśmy, zza chmur wynurzyło się słońce.
Tym razem celem wyprawy był Przejazd. Duże fragmenty trasy prowadziły
szutrówkami, więc jazda nie męczyła. Można było spokojnie skupić się na pogaduszkach, w czym tradycyjnie brylowały kobiety. –Widziałaś jak Wanda ostatnio się roztyła? To dyrektorowanie jej służy – mówiła jedna z rowerzystek. – Przydałoby się jej trochę sportu – roześmiała się koleżanka. Panie się tak zagadały, że chwilę później omal nie zjechały w krzaki.
Nacieszyć oczy
W kilku miejscach trasy trzeba było jednak zejść z roweru. Na przykład, przeprawiając się przez Pacynkę. Kładka jest tak wąska, że tylko nieliczni odważali się przejechać ją bez zsiadania. – Przecież ktoś powinien się wykąpać – stwierdził jeden z cyklistów, który podjął się próby sforsowania mostka na pełnej szybkości. Udało się i w rezultacie nikt nie sprawdził temperatury wody w Pacynce.
Wygodna nawierzchnia spowodowała, że można było skoncentrować się na podziwianiu uroków Puszczy Kozienickiej. – Bywam tu często, ale wciąż nie mogę nacieszyć oczu tym pięknem – wyznał Krzysztof Woźniak, który zatrzymał się nad jednym z leśnych jeziorek. Widok był faktycznie niezwykły, niczym z kalendarza. Zdziwienie niektórych wzbudził tylko siedzący na brzegu wędkarz. – W rezerwacie
można łowić ryby? – padło pytanie. – Mam pozwolenie – tajemniczo odparł mężczyzna.
Kiełbaski na finał
Część trasy prowadziła wśród pól. Na wzgórzach rozciągnięty kolorowy peleton prezentował się szczególnie efektownie. Czasami budził również zdziwienie okolicznych mieszańców. – Skąd was się tyle wzięło? – zastanawiała się starsza kobieta, siedząca przy niszczejącej chatce. – Z Radomia – wyjaśnili rowerzyści. – Że też chciało wam się jechać taki kawał – zdumiała się staruszka, a siedzący przy jej nogach kundelek szczeknął na potwierdzenie.
Finał imprezy miał miejsce na leśnym parkingu w Przejeździe. Na zgłodniałych uczestników „Jazdy z miasta!” czekały kiełbaski, które
szybko zarumieniły się w ognisku. Nie zabrakło również upominków rozlosowanych wśród rowerzystów.
Źródło: Bezpłatny tygodnik 7 Dni, Rafał Natorski