2007-05-16
[Film] I Jazda z miasta, Radom - Jedlnia-Letnisko
No to
jazda z miasta!
Pierwsza „Jazda z miasta!” za nami. Frekwencja
mile zaskoczyła - na rowerową wycieczkę, która odbyła się w niedzielę, 13 maja,
pojechało prawie 300 osób. Rowerzystom dopisywał nie tylko dobry humor, ale i
apetyt – zjedli ponad 60 kg kiełbasy i 25 bochenków chleba. Wypili około 200
litrów wody
Policji zadeklarowaliśmy wstępnie, że w pikniku weźmie udział
najwyżej 150 uczestników. Przez ostatni tydzień jednak od liczących w redakcji
kupony padały coraz wyższe liczby: 180, 200, 250! W piątek naczelna zaskoczyła
wszystkich – 330 osób. Ostatecznie w niedzielę z Rynku wyjechało około 250 osób,
kilkanaście dołączyło po drodze. Kiedy, jadąc na początku peletonu, mijałem
dawny dworzec linii podmiejskich, widziałem ostatnich, którzy skręcali dopiero z
ul. Reja w Mireckiego. To ponad 500 metrów!
Niech
żałują…
Ci, którzy tej niedzieli zdecydowali się pozostać w
mieście. Wyjechać postanowili rowerzyści zawodowcy, uczniowie, studenci, emeryci
i całe rodziny. Najmłodszy uczestnik wyprawy do Puszczy Kozienickiej miał dwa i
pół roku. Jechał na krzesełku zamontowanym przy rowerze taty. Ale już
kilkuletnie: Iga i Weronika wytrwale pedałowały i samodzielnie przejechały całą
trasę na swoich małych rowerkach.
Woda bardzo
mokra
Pierwszy postój tuż po wjeździe do lasu. Paweł Matracki,
który opracował trasę, mówi to uczestników: - Przejechaliśmy kawałek przez las,
dalsza droga będzie podobna, może jeszcze gorsza. Jeśli ktoś chce zrezygnować,
to teraz jest najlepszy moment.
Rowerzyści spoglądają na siebie, nie
rezygnuje nikt. Nawet mała Iga pewnie stwierdza, że pokona trasę na swoim
„Reksiu”. Po postoju jeszcze kawałek przez las i pierwsza niespodzianka –
błotnista polana. Kilka osób wraca, by ominąć ten odcinek jezdnią. Są przed
nami, bo na ścieżce tworzy się mały zator. Część uczestników prowadzi swoje
bicykle, zwłaszcza ci, których rowery nie mają błotników. Jeszcze nie wiedzą, że
najciekawsze dopiero przed nimi. Trzeba bowiem przekroczyć Pacynkę. Oczywiście w
miejscu, gdzie nie ma mostku. Koncepcje są różne. Większość przeprowadza rower
przez rzeczkę, skacząc jednocześnie po wystających kamieniach. Piotrek Furman,
nasz fotoreporter, robi zdjęcia, licząc po cichu na to, że ktoś się przewróci.
Nie przewrócił się nikt, ale kilka osób zamoczyło stopy. – Strasznie mokra ta
woda – żartowała jedna z uczestniczek wycieczki. Niektórzy przerzucają rowery
przez rzekę i sami przeskakują w miejscu, gdzie jest ona najwęższa. Najbardziej
wytrwali po prostu przejeżdżają przez potok, głęboki na pół
metra.
Skrót przez pomyłkę
Dojeżdżamy do miejsca,
w którym rozdzielają się szlaki pieszy i rowerowy. Kilkunastu rowerzystów
zamiast skręcić w lewo, jedzie prosto. Gonię ich, krzycząc: - Pomyliliście
drogi! Wracajcie! Z 10 osób wraca, ale kilka - w tym nasza naczelna - jedzie
prosto. Bez obaw - do celu wycieczki dojechali, ale dużo krótszą i mniej
atrakcyjną trasą.
W tym samym czasie w rowerze jednej z harcerek zrywa się
linka hamulcowa. Dzięki fachowej pomocy członków Bractwa Rowerowego po kilku
minutach dziewczyna może jechać dalej. Młode harcerki uczestniczyły w wycieczce
pod czujnym okiem swojej drużynowej Ligii Basińskiej, która na piknik zabrała
również swoją mamę.
Teraz kolejna przeprawa przez rzekę. Mostek co prawda
jest, ale to prowizorka. Dwie drewniane belki, szerokość około 40 centymetrów.
Mała Iga nie boi się i przejeżdża. Za chwilę rozwidlenie dróg. Nasz redakcyjny
prześmiewca Sebastian Równy układa strzałki z patyków, aby nie było więcej
pomyłek.
Wielka niespodzianka
Podjeżdżamy pod
górę. Jest ciężko. Niektórzy zsiadają i wprowadzają bicykle. – To chyba ta
Wielka Góra – mówią. Teraz szybki zjazd, delikatny skręt na łuku drogi i zza
zakrętu wyłania się właściwa Wielka Góra. – O, matko! – wzdychają nieliczni i od
razu schodzą z rowerów. Prowadzą je na wzniesienie. Kilka osób zsiada, nie mogąc
podjechać na bardzo piaszczystym odcinku. Gdy tylko zaczyna się żwir, wsiadają z
powrotem i jadą. I znów szybki zjazd i duże prędkości. Zaraz potem krótki
odpoczynek. W ruch idą bidony, butelki z wodą, termosy. Kilka osób je kanapki. –
Zostawcie miejsce na kiełbaski – żartują inni.
Jeden z uczestników ma
problemy z kołem. My jedziemy w prawo, on w lewo, aby dotrzeć do Jastrzębi.
Stamtąd wróci czymś do miasta. – Ale za miesiąc pokonam całą trasę – krzyczy na
pożegnanie.
W rowerze jednego z uczestników zepsuło się siodełko. Jednak to
go nie zniechęca. – Daleko jeszcze? Bo jadę bez siodełka – mówi. – Ponad połowę
już przejechaliśmy – odpowiadam. – Eee, to spokojnie dojadę – stwierdza z
uśmiechem.
Kije w dłoń!
Teraz już prosta droga do
Ośrodka Edukacji Ekologicznej i Integracji Europejskiej w Jedlni Letnisko. Tam
leśnicy przygotowali ognisko. Niemal każdy po przyjeździe na miejsce łapie
butelkę wody, kij i kiełbasę. Ognisko już płonie. Przy stołach zawierane są nowe
znajomości. Wszyscy czekają na losowanie nagród. Pytają też, gdzie następna
„Jazda z miasta!”.
- Bardzo fajna wycieczka – mówi Seweryn Maciejewski. –
Spodobała mi się trasa. Niezbyt trudna, ale z kilkoma niespodziankami... Tu
Seweryn przerywa, bo musi odebrać nagrodę – bidon. Małe rowerzystki Iga i
Weronika, które na chwilę zamieniły się w sierotki, wylosowały akurat jego
kupon. Miał szczęście. Nagród było dwadzieścia, kuponów 300.
Niektórzy
pytają, czy mogą dostać dodatkową kiełbaskę. – Oczywiście – odpowiada Małgosia
Matracka, grafik w tygodniku „7 Dni”. – Kiełbasy na pewno nam nie zabraknie.
Małgosia nie pojechała z nami na rajd. Musiała przywieźć wszystkie potrzebne
rzeczy do Jedlni. Mówi, że za miesiąc jedzie na pewno. Nikt z nas nie chce
zrezygnować z wyprawy, kosztem przygotowania wszystkiego u jej celu. Chyba
będziemy musieli zrobić losowanie.
Przed wyjazdem niektórzy pytali, czemu
powrót jest we własnym zakresie. Na końcu już wiedzieli. Część uczestników
pojechała bowiem jeszcze nad zalew do Siczek; część wróciła trasą, którą
przyjechaliśmy. Inni wracali do Radomia wzdłuż torów kolejowych albo zielonym
szlakiem pieszym. Ale byli i tacy, jak Paweł Matracki. – Jadę dalej –
stwierdził.
Prawie wszyscy, którzy opuszczali ośrodek w Jedlni mówili. –
Było super. Dziękujemy. Już szykujemy się na kolejną wyprawę. Do zobaczenia!
Następna wycieczka rowerowa pod nazwą „Jazda z miasta!” pod koniec
czerwca. Już za tydzień opublikujemy opis trasy wraz z mapką i kupony
zgłoszeniowe. A więc do zobaczenia!
Organizatorami cyklu wycieczek pod
nazwą: „Jazda z miasta” są: Bezpłatny Tygodnik „7 dni”, Salon i hurtownia
rowerów Rodex oraz Bractwo Rowerowe.
Za gościnność i przygotowanie
ogniska dziękujemy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w
Radomiu.
Poczęstunek dla uczestników wycieczki ufundowali: Klub Strefa
G2, Real, Elmas i delikatesy Szagar.
Nagrody ufundowała firma Rodex.
Żródło: Tygodnik 7 dni, Tomasz Dybalski