Pierwszy radomski kurier rowerowy.
W Radomiu nikt nie wykonuje tego zawodu. A ja bardzo chciałem właśnie takiej pracy. Chodziłem do firm, pytałem, prosiłem. W kilku mnie wyśmiali. Gdy straciłem nadzieję, w ostatniej usłyszałem: jeździsz - mówi Grzegorz Lipiec, kurier rowerowy.
Grzesiek ma 20 lat i uczy się zaocznie w technikum. Pracował już w kilku firmach, ale nie był zadowolony. - Kocham rower. Jak się jeździ, człowiek inaczej funkcjonuje. Jest kondycja, inna przemiana materii. Dlaczego by nie utrzymywać się z jazdy na rowerze - pytałem sam siebie - opowiada.
Kilka tygodni temu Grzegorz doszedł do wniosku, że skoro w żadnej z radomskich firm kurierskich nie ma rowerzystów wożących przesyłki, trzeba sprawdzić dlaczego. Zaczął chodzić od firmy do firmy. - Odmawiali, twierdzili, że nie ma sensu, w kilku mnie wyśmiali. Byłem zrezygnowany. Została mi do odwiedzenia tylko jedna - Masterlink. Poszedłem, powiedziałem, o co chodzi, a oni na to: spróbujemy, jeździsz - opowiada 20-latek.
Zaczął dwa tygodnie temu. Pracuje od 8 do 14. Rower ma swój, także plecak do wożenia przesyłek i komórkę. Odzież - specjalną, kolarską, oddychającą i nieprzepuszczającą wiatru dostał od firmy.
- Czasami się nie wyrabiam, tyle jest pracy - mówi Grzegorz Lipiec. Wczoraj, kiedy chcieliśmy z nim porozmawiać, usłyszeliśmy: - Nie dam rady, mam dużo przesyłek, po godz. 15 szkołę.
- No to może, gdy będziesz miał przerwę na posiłek? - zapytaliśmy.
- Nie mam przerwy. Zjadam tylko porządne śniadanie, bo źle się jeździ z pełnym żołądkiem - tłumaczył. W końcu znalazł dla nas kilkanaście minut.
Pierwszy radomski kurier rowerowy przejeżdża dziennie ponad 50 kilometrów. Są takie dni, kiedy nie ma czasu stanąć i odpocząć. Rozwozi głównie dokumenty, które odbiorcy mają podpisać. Czeka na miejscu. To powód, dla którego Masterlink go zatrudnił. Dotychczas takie przesyłki wozili kierowcy. Oczekując na odbiór, "blokowali" samochody potrzebne firmie do innych prac. - Teraz auta są wolne - tłumaczy Grzegorz.
Zawód kuriera rowerowego jest dość ciężki i wyczerpujący. Zapytany, czy nie obawia się wypadków, częstych przeziębień szczególnie jesienią i zimą, kontuzji, które permanentnie nękają kurierów, mówi: - Nie. Na razie jestem szczęśliwy. Jeśli tylko moi pracodawcy zdecydują, że będziemy kontynuować współpracę, poczuję, iż zrobiłem bardzo dobry ruch. Ważne, że będę jeździł i z tego żył - słyszymy od Grzegorza.
Żródło: Gazeta Wyborcza, Paweł Matracki