Pod kołami samochodów w pobliżu mostu na Pacynce na ulicy Kozienickiej masowo giną wiewiórki. Czy można jakoś uchronić przed śmiercią te sympatyczne zwierzaki?
- Zwróciłem uwagę na martwe wiewiórki latem ubiegłego roku. Byłem nawet świadkiem, jak samochód potrącił jedną z nich. Ranną zabrałem do weterynarza. Niestety było już za późno na interwencję, zwierze padło - mówi Sebastian Pawłowski, kanclerz Bractwa Rowerowego.
Wiewiórki ginące na ul. Kozienickiej tuż za mostem na Pacynce zauważył też radomski przyrodnik Jacek Słupek. - Tracą życie pod kołami aut, ale giną także, spadając z kabla napowietrznej linii telefonicznej - mówi. - Okolice mostu są dla nich dla nich tzw. kanałem migracyjnym. Jedne próbują pokonać Kozienicką górą, inne dołem. W większości giną bez względu na wybraną drogę.
Słupek zwraca uwagę na to, że wiewiórki są zagrożeniem dla kierowców. - Reakcja jest zawsze gwałtowna, gdy widzimy, że nagle coś leci z góry tuż przed naszą szybą lub biegnie przez jezdnię. W takiej sytuacji o wypadek nietrudno - przestrzega.
Pawłowski i Słupek uważają, że sprawę dałoby się rozwiązać. - Gdyby obok kabla telefonicznego rozwiesić sznurową drabinkę, wiewiórki bezpiecznie przechodziłyby na drugą stronę ulicy - mówi kanclerz bractwa. Według Słupka przydałaby się również tablica ostrzegawcza przed mostem na Pacynce. - W Holandii czy Belgii takie oznakowanie to codzienność. Informuje o wiewiórkach, jeżach. Nie są to znaki w rozumieniu przepisów ruchu drogowego. To raczej tablice informacyjne.
Miejsce, w którym giną wiewiórki, znajduje się w granicach administracyjnych Radomia, leży także na terenie podległym Nadleśnictwu Radom.
Czy nadleśnictwo mogłoby pomóc ekologom w budowie drabinki dla wiewiórek? - Jeśli chodzi o wykonanie, to raczej nie, ale jesteśmy gotowi przeznaczyć na ten cel pieniądze - powiedział nam wczoraj Jerzy Karaśkiewicz, nadleśniczy Nadleśnictwa Radom.
- To już coś - cieszy się Pawłowski. - Gdyby były fundusze, może udałoby się kupić taką drobinkę albo przynajmniej materiały niezbędne do jej budowy - dodaje.
Co sądzą o sprawie w wydziale ochrony środowiska UM? - Nie wiedzieliśmy, że na Kozienickiej giną wiewiórki. Ale nie ma to w tej chwili znaczenia. Jeśli tylko ktoś chce rozwiązać ten problem, pomożemy, jak umiemy najlepiej - zapewnia Grażyna Krugły, szefowa wydziału rolnictwa. - Szkoda, że ekolodzy nie zwrócili się bezpośrednio do nas z tą sprawą. Nie odmówilibyśmy pomocy. Jeśli są szanse na pieniądze i będzie zgoda na rozwieszenie drabinki przy linii telekomunikacyjnej, postaramy się pomóc przy jej zawieszaniu.
Krugły uważa, że dobrze byłoby oznakować miejsce, gdzie wiewiórki przechodzą jezdnię. - Może któraś z radomskich szkół wykonałaby projekt tablicy informacyjnej, a zarazem ostrzegającej kierowców przed wiewiórkami? - sugeruje.
"Gazeta" zwróciła się z pytaniem o możliwość umieszczenia drabinki do Telekomunikacji Polskiej SA. Odpowiedź obiecano nam w najbliższych dniach. Wtedy do sprawy wrócimy.
Źródło: Gazeta Wyborcza, Paweł Matracki