Na rowerach Radom może zrobić dobry PR, ale na razie Strefę Wygodnego Ruchu ktoś chyba sabotuje.
W Gdyni wzorowo działa komunikacja miejska. W Jaworznie nie ma ofiar śmiertelnych na drogach. W Stargardzie jak nigdzie indziej funkcjonuje budownictwo społeczne. A co udało się w Radomiu?
Czy możemy znaleźć w naszym mieście coś, co udało się w ostatnim 30-leciu, a czym możemy chwalić się w kraju i za granicą? W plebiscycie Supermiasta bezapelacyjnie zwyciężyła infrastruktura rowerowa. Czytelnicy „Gazety Wyborczej” uznali ją za największe osiągnięcie Radomia ostatnich 30 lat.
To jest sukces tym większy, że jest to sukces społeczników, mieszkańców Radomia. To zasługa przede wszystkim Bractwa Rowerowego, a także innych społeczników, którzy walczyli o drogi rowerowe na swoich osiedlach. I to jest sukces ciągle niezauważany i niedoceniany przez kolejne władze Radomia, radnych oraz Miejski Zarząd Dróg i Komunikacji.
Kiedy lata temu zbudowano perfekcyjną pętlę rowerową wokół os. Południe, ogólnopolskie media podchwyciły temat i opowiadały o „drugiej Holandii” w Radomiu. Bractwu udało się szybko wywalczyć wysoki standard budowanych dróg, ale drogowcy ciągle tworzyli koszmarki urywające się w polu, nie planowano w żaden sposób rozbudowy tras. One powstają dalej. Zamiast szumnie zapowiadanego ciągu pieszo-rowerowego na wiadukcie na Słowackiego mamy coś, co moi znajomi nazywają świniowym korytkiem z szalenie niebezpiecznym przejściem właściwie bez żadnej widoczności.
Ustronie i Prędocinek są wreszcie, po blisko dwóch dekadach, doskonale połączone trasami rowerowymi ze Śródmieściem. Ale jak ktoś jedzie od Młodzianowskiej, musi dwa razy pokonywać przejazdy przez Jana Pawła II (cztery pasy!). Bo inaczej przecież się nie dało.
Wygrany przejazd przez 25 Czerwca w ciągu Żeromskiego nie powstał od kilku lat. Najpierw z ust wiceprezydenta Konrada Frysztaka, a teraz w MZDiK słyszmy kolejne wymówki, które mijają się z prawdą. MZDiK zapomina o drodze rowerowej na Szydłowieckiej, której budowę zapowiadał przecież w kampanii Radosław Witkowski. Przed blamażem ratowała drogowców wiceprezydent Katarzyna Kalinowska. Na miejscu prezydenta przyjrzałbym się temu. Takie sytuacje, audyt komunikacji schowany do szuflady – to zakrawa na jakiś sabotaż tworzenia Strefy Wygodnego Ruchu.
Szansa na to, żeby o Radomiu było słychać jako o rowerowym mieście, nie jest jeszcze zaprzepaszczona. Nacisk ze strony Bractwa Rowerowego zawsze był silny, więc równie wielu koszmarków udało się uniknąć. Mało tego, żeby dało się o Radomiu usłyszeć jako o drugim Amsterdamie, potrzeba stosunkowo niedużo pieniędzy. Żeby zbudować wygodne trasy rowerowe z osiedli do centrum, potrzeba mniej niż 50 mln zł.
Przez epidemię koronawirusa ludzie wysiedli z autobusów. W miastach europejskich widzimy zdecydowane działania – łącznie z zamianą pasów ruchu na pasy rowerowe, bo wszyscy powinni sobie zdawać sprawę z tego, że nie możemy dopuścić do sytuacji, gdy wszyscy przesiadają się do samochodów. Radomianie chcą się przesiąść na rowery. Mój rower czeka na naprawę, w serwisie jest nadzwyczajnie długa kolejka. Sprawna budowa sieci dróg rowerowych powinna być jednym z poepidemicznych priorytetów. Tym bardziej że korzystają z tego wszyscy, bo rowerzyści znikają z jezdni i chodników. Żebyśmy w najbliższym czasie nie utknęli w gigantycznych korkach, zapamiętajmy tę zasadę: każdy rowerzysta więcej to jeden samochód na ulicy mniej.
Źródło: Tomasz Dybalski, Gazeta Wyborcza Radom