English Fran�ais Deutsch Espanol Italiano Russkij

Radom - Orońsko

Artykuł z tygodnika '7 dni' 8.VII.2005

Jedziemy na Piknik Rowerowy do Orońska. To pierwsza wielka impreza urządzana wspólnie przez Centrum Rzeźby Polskiej i Bractwo Rowerowe. Spotykamy się w sobotę, 9 lipca, o godzinie 9 przy fontannach na placu Konstytucji.

Opis trasy przedstawimy ze szczegółami, żeby każdy, kto się spóźni, mógł dogonić, kto nie lubi tłoku, mógł zażyć samotności, a kto będzie chciał wybrać się do Orońska kiedy indziej - nie zabłąkał się do Łączan, Mazowszan, Polan albo Pomorzan. Nazwy tych wsi zestawiono nie przypadkiem. Mieszkają tam właśnie potomkowie zabłąkanych - być może jeńców wojennych - z Ziemi Łęczyckiej, z Mazowsza, z kraju Polan i z Pomorza. Zatem nasi przodkowie brali jeńców także z Mazowsza... To przypomina nam, że Radom należy do historycznej Ziemi Sandomierskiej - która stanowiła część Małopolski. Na Mazowszu zaś Radom nigdy nie leżał.



Wyświetl większą mapę

Wybieramy się zatem na wycieczkę, by rozkoszować się małopolskim krajobrazem: gdzie wzgórza, rozległe widoki, skalne ostańce, skamieniałe amonity w wapieniu, prehistoryczne kopalnie krzemienia i współczesne kamieniołomy - z których piaskowiec jest tworzywem dla pracujących w Orońsku rzeźbiarzy.

Ruszamy z placu Konstytucji ulicą Piłsudskiego. Po prawej stronie, na wysokości ulicy Sienkiewicza, tablica - z szydłowieckiego piaskowca - wskazuje dom Józefa Brandta, właściciela Orońska. Na końcu ulicy Piłsudskiego warto na chwilę rzucić okiem do tyłu. Podziwiamy znakomite założenie urbanistyczne: perspektywę zamyka bryła Kościoła Garnizonowego. Mało które miasto w Polsce ma taki widok. Skręcamy w lewo w ulicę Traugutta i potem zaraz w prawo w ulicę Narutowicza. Zjeżdżamy do dolinki Potoku Południowego. Potok płynie obecnie podziemnym kanałem. Po splantowaniu jego doliny założono park - Planty. W średniowieczu Potok Południowy zasilał fosy Miasta Kazimierzowskiego. A tu, gdzie dziś szpital, jeszcze w XIX wieku był staw Łodwigowskiego. Oprócz dolinki Łodwigowski posiadał pagórek - ale o tym dalej.

Na rondzie skręcamy w lewo w ulicę Limanowskiego. Mijamy po prawej stację krwiodawstwa w pałacu Karscha, radomskiego garbarza, a potem ruinę dworu Saskiego, którego browar wznosi się po przeciwnej stronie ulicy. Dalej zakłady tytoniowe, które przed wojną zaprojektował sławny architekt Stefan Szyller. Wreszcie cmentarz: założony w roku 1812, na wzgórku ofiarowanym przez - Łodwigowskiego. Choć celem naszej wyprawy jest Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, nie sposób przemilczeć, że największym muzeum rzeźby w promieniu stu kilometrów jest radomski cmentarz. Mamy tutaj przekrój stylów panujących w sztuce przez ostatnie dwieście lat - od klasycyzmu, poprzez neogotyk, nurt romantyczny aż do współczesnego kiczu... Stare nagrobki oczywiście z piaskowca szydłowieckiego. Wśród nich - pomnik rodziny Brandtów. Spoczywa tu również Józef.

Mijamy kościół na Borkach - XX-wieczny, znany z podręczników architektury jako wybitne dzieło neoromańsko-modernistyczne. Przejechaliśmy już ponad cztery kilometry. Skręcamy w ulicę Wierzbicką, bo Starokrakowska jest obecnie w remoncie. Docieramy do Południa. Osiedle składa się z dwu części, położonych na przeciwnych zboczach doliny Potoku Malczowskiego. Mijamy zatem Południe I i zjeżdżamy do doliny. Potem podjazd. Przed pierwszymi blokami Południa II ulica Wierzbicka odbija w lewo a w prawo odchodzi Warsztatowa. W nią skręcamy. Droga podcina pagórek, na którym piętrzą się bloki. Wśród radomskich osiedli chyba na Południu są największe różnice wysokości. Jedną z uliczek osiedlowych zamknięto nawet dla ruchu ze względu na niebezpieczny spadek. Z tutejszych wieżowców przy dobrej pogodzie można dostrzec Łysogóry ze świętym Krzyżem, podobnie zresztą jak z bloków na Ustroniu.

Podjeżdżamy na wzniesienie Potkanowa. Na górze droga przechodzi łukiem w ulicę Żelazną. Po lewej stronie mijamy zakłady International Tobacco Machinery - znanego w świecie dostawcy linii wytwórczych dla przemysłu tytoniowego. Maszyny z Radomia pracują w Indonezji, Republice Południowej Afryki, Tanzanii... Po prawej stronie wieża nadawcza i siedziba Pilickiej Telefonii. Naprzeciwko niej, po lewej stronie drogi, w oddali widzimy ruiny niedokończonej nastawni kolejowej z czasów ostatniej wojny. Mijamy wielki komin ciepłowni, droga robi zawijas wzdłuż jej ogrodzenia, nawierzchnia się pogarsza. Za nami już osiem kilometrów. Niedługo po lewej stronie wielka ośmioboczna wieża ciśnień. Kończy się asfalt, zaczyna trylinka czyli sześciokątna betonowa kostka. Przez ten kilometr pomyślmy ze współczuciem o władzach naszego miasta - które utrzymują, że kostka jest świetną nawierzchnią na drogi rowerowe...

Docieramy do rozjazdu. Prosto droga się kończy, w prawo znak objazdu, a my skręcamy w lewo. Przekraczamy linię kolejową do Tomaszowa nad Pilicą. Za torami już dobry asfalt. Po kilkuset metrach osiągamy linię kolejową do Skarżyska. Przed nią asfalt skręca w prawo, my z nim. Jedziemy przez Ludwinów, który leży między dwiema wspomnianymi liniami kolejowymi, biegnącymi tutaj równolegle. Przy przejeździe odbijamy lekko w prawo i podążamy dalej prosto - aż droga skończy się osiągając trakt z Krychnowic do Kowali - przedłużenie ulicy Starokrakowskiej. Przebyliśmy 11,5 kilometra - to już ciut więcej niż połowa drogi do Orońska.

Po prawej stronie mamy przejazd przez linię do Tomaszowa. Skręcamy w lewo. Przekraczamy tory linii skarżyskiej. Za zieloną tablicą „Kowala Kolonia” łagodny podjazd. Po prawej mijamy zabudowania w zaroślach. Na wierzchołku wzniesienia zarośla się kończą i za słupem o numerze 4 ukazuje się rozległy widok na odkryte obniżenie terenu. W dali, przed lasem biegnie linia wysokiego napięcia. Ponad jednym z jej słupów, mniej więcej na godzinie drugiej (dwunasta to nasz kierunek jazdy) na horyzoncie widnieje podłużny pasmo wzgórz. To Garb Gielniowski, ciągnący się od Skarżyska do Przysuchy i Gielniowa - najdalej na północ wysunięta część Gór świętokrzyskich.

Na godzinie pierwszej widzimy wzgórze kościelne w Kowali: na lewo od wysokiej wieży przekaźnikowej wystaje sygnaturka kościoła. Jedziemy dalej. Za łukiem drogi wita nas znak „Kowala” i widoczny w całej okazałości podjazd na naszą premię górską. Mijamy skrzyżowanie w Kowali, przy którym mapa okolicy i pomnik ze śmigłem samolotowym, upamiętniający wyczyn Żwirki i Wigury. Stąd do kościoła jeszcze czterysta metrów do przodu - i ponad dwadzieścia do góry.

Dwustuletni kościół świętego Wojciecha, otoczony murem, skrywa się w cieniu starych drzew. Rozciągają się stąd znakomite widoki ku północy i ku wschodowi. W innych kierunkach jest las. Za kościołem cmentarz ze starymi pomnikami, oczywiście z piaskowca szydłowieckiego. Naprzeciwko kościoła, po drugiej stronie drogi stoi kapliczka Matki Bożej. Po jej lewej stronie, dokładnie na wprost wejścia do kościoła, zaczyna się droga gruntowa. Ruszamy nią i mijając wieżę przekaźnikową wjeżdżamy w las. Po chwili staje przed nami kilkumetrowej wysokości spłaszczony kopiec, otoczony rowem oraz wałem. W średniowieczu był to gród obronny. Przejechaliśmy już 15 kilometrów. Droga omija grodzisko po prawej stronie i prowadzi nas lasem przez jakieś trzysta metrów. Tu las się kończy, droga odbija w prawo, w kierunku widocznych za drzewami dużych budynków. Natomiast przed nami wielkie zagłębienie terenu - wyrobisko kopalni piasku.

Będziemy jechać dalej drogą, ale przedtem robimy krótki skok w bok. Podążamy w lewo ścieżką biegnącą ponad krawędzią wyrobiska. Po wejściu w las dróżka rozwidla się. Trzymamy się krawędzi skarpy. Po chwili ścieżka się kończy - ponad skałką w kształcie wystającej ze zbocza ambony. Jesteśmy na ambonie - zatem żeby ją zobaczyć, musimy zejść kilka metrów po piaszczystej skarpie. Warto: powierzchnia skały jest ciekawie urzeźbiona.

Wracamy do drogi i podążamy nią w dół. Za płotem po lewej stronie wystawa starych i nowych autobusów tudzież innego sprzętu jeżdżącego. Docieramy do asfaltowej drogi i skręcamy w lewo. Po dwustu metrach opuszczamy asfalt skręcając znowu w lewo - przy tabliczce z dwoma mieczami i napisem „500 m”. Jedziemy przez las szerokim duktem, miejscami nieco piaszczystym. Droga przecina wzgórze wykopem - po obu stronach wysokie skarpy. Wkrótce las się kończy i osiągamy pomnik upamiętniający bitwę stoczoną w roku 1863. Powstańcy zdobyli wtedy Kowalę, jednak Moskale zdążyli ją spalić.

Dalej do Orońska już cały czas prosto. Mijamy Załawie, znowu przekraczamy linię kolejową do Skarżyska, w Dąbrówce Zabłotniej zaczyna się asfalt. Przez piękny krajobraz, urozmaicony sosnowymi laskami, nie zeszpecony jeszcze bezplanową zabudową, docieramy do Orońska. Przecinamy drogę E 77 i podążamy dalej prosto. Nie dojeżdżając do kościoła skręcamy w lewo - drogę do Centrum Rzeźby Polskiej wskazuje tablica. Kierujemy się prosto do bramy parkowej. Za nami 22 kilometry - jesteśmy na miejscu. Przy bramie plan zespołu parkowo-pałacowego; ale ognisko z kiełbaskami i tak trzeba będzie odnaleźć po zapachu...

Co zaś do wspomnianych wyżej: skamieniałości, krzemieni i kamieniołomów. Kopalnię krzemienia odkrytą w Orońsku datuje się na przełom paleolitu i mezolitu - czyli jakieś 10 tysięcy lat wstecz. Podobne kopalnie są w Wierzbicy, Polanach i Tomaszowie. W Tomaszowie - cztery kilometry na południowy wschód od Orońska - wydobywano krzemień już 250 tysięcy lat temu. To jeden z najstarszych śladów pobytu człowieka na ziemiach polskich. Krzemień zalega w wapieniach, a te pozyskiwano w Dobrucie - z Orońska cztery kilometry na południe. Tamtejszy kamieniołom słynie wśród geologów z obfitości amonitów - skamieniałości o charakterystycznym kształcie ślimaka. Na łowy takich mezozoicznych stworów wybierzemy się innym razem...


Przed kościłem w Kowali

Cmentarz przykościelny w Kowali

Kaplica parkowa w Orońsku

Pałac w Orońsku

Rzeźba z parku zamkowego w Szydłowcu

Łukasz Zaborowski


| bractwo | wyprawy bractwa | turystyka | przyjazne miejsca | szprychy i linki | kontakt | powrót do strony głównej |